Kazbek nie jest jedynym gruzińskim pięciotysięcznikiem, ale zdecydowanie najbardziej znanym. Każdego roku coraz więcej turystów z różnych stron świata odwiedza Stepancmindę, wciśniętą między masywy Kaukazu, by zasmakować wysokogórskiej przygody lub zobaczyć na własne oczy lodowiec Gergeti. Czy wyprawa na ośnieżony, 5033 metrowy szczyt jest dla każdego? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź w relacji z naszego pobytu w Gruzji. Dowiecie się czym dojechać do Stepancmindy, jakie widoki oferuje szlak na Kazbek i do którego etapu można dojść bez specjalistycznego sprzętu i wcześniejszych przygotowań. Zakładając, że posiadamy jako taką kondycję 😉 Zapraszam!
Drzemiący wulkan w śnieżnej czapie
Mało kto wie, ze Kazbek jest wulkanem! Co prawda ostatni wybuch odnotowano ok. 6 tys. lat temu, jednak nadal ponoć obserwuje się wyziewy gorących gazów na północnych zboczach. Swoją popularność wśród turystów zawdzięcza przede wszystkim względnie łatwym podejściem w stosunku do innych pięciotysięczników. Oczywiście większość turystów nie ma aspiracji zdobywania samego wierzchołka, co jest czasochłonne oraz wymaga sprzętu, aklimatyzacji i noclegów po drodze. Część przyjeżdża wyłącznie popatrzeć na ośnieżony szczyt z dołu (Stepancminda znajduje się na wysokości 1740 m.n.p.m) lub udaje się na dwugodzinny spacer do górującej nad miastem cerkwi Cminda Sameba. Warto podkreślić, że wybudowana w nieprzypadkowym miejscu świątynia z racji swojego położenia jest jednym z głównych symboli Gruzji.
My wraz z Hanią zajrzeliśmy do Stepancmindy (lub Kazbegi – potoczna nazwa funkcjonująca zamiennie) na dwa pełne dni. Pierwszego dnia obraliśmy za cel właśnie szlak na Kazbek – zależało nam na dojściu przynajmniej do lodowca, na wysokość ok. 3300 m. Następnego wybraliśmy się w mniej popularną, a równie piękną dolinę Juta, by ujrzeć groźny masyw Chaukhi.
Nocleg w Kazbegi znajdzie Cię sam
Nie zdążyliśmy dobrze wysiąść z marszrutki, która przywiozła nas z Tbilisi, a naszego Sprintera momentalnie otoczył wianuszek korpulentnych pań proponujących noclegi w swoich domach. Po cichutku liczyłem na taki właśnie obrót sprawy, nauczony doświadczeniem z wizyt w innych turystycznych miasteczkach byłego ZSRR. Tym niemniej był koniec września – sezon powoli się kończył, a oferta noclegowa nadal bardzo bogata. Dogadaliśmy się z Panią Iriną, którą już wcześniej polecili nam spotkani w Tbilisi Polacy. Ponoć nie jest to najtańsze miejsce pod słońcem, ale gospodyni karmi lepiej niż kilka babć razem wziętych. O tym jak bardzo mieli rację, przekonaliśmy się nazajutrz 😉
Stepancminda. Widok z „naszej ulicy” na majestatyczny Kazbek. Wprawne oko dostrzeże malutką cerkiewkę Cminda Sameba, stojącą na jednym ze zboczy.
Kazbegi niczym polskie Zakopane?
Za nocleg w ogrzewanych piecem pokojach (co nie jest normą), z sowitym śniadaniem i jeszcze większą obiadokolacją, zapłaciliśmy po 35 GEL za głowę. Dom Pani Iriny znajdował się kilkaset metrów od głównego placu, wokół którego skupia się całe życie miejscowości. Tutaj stoi największa restauracja, tutaj są dwie wypożyczalnie sprzętu, a przede wszystkim stąd odjeżdżają marszrutki i prywatne samochody, wożące turystów w boczne doliny oraz do cerkwi Cminda Sameba.
Choć Kazbegi jest lubianą i chętnie odwiedzaną destynacją, nie porównałbym miasteczka do polskiego Zakopanego 😉 I bardzo dobrze, bo trochę obawiałem się takich klimatów! Nie wiem, jak sytuacja wygląda w środku lipca, ale we wrześniu miejscowość sprawia raczej spokojne wrażenie. Po głównym placu przechadza się akurat kilka osób, w sklepach i knajpach nie ma tłumów. W nieco przerośniętej wiosce, która za czasów radzieckich mogła mieć kurortowe aspiracje, dziś dominuje prowizorka. Komunistyczna, betonowo-blaszana brzydota, miesza się tu z możliwymi do policzenia palcem nowymi budynkami. Nie ma tysiąca straganów z nikomu niepotrzebnymi pierdołami, ale nie ma też porządnego, dobrze wyposażonego sklepu. Popularny „Market Google”, któremu wszyscy robią zdjęcie, oferuje zdecydowanie mniej niż internetowa wyszukiwarka o tej samej nazwie 😉
Centrum Stepancmindy. Panowie na tle interesującej płaskorzeźby bacznie obserwują ciekawskiego fotografa.
Pozostałości kolejki linowej, prowadzącej pierwotnie do cerkwi Cminda Sameba. W 1988 roku władze radzieckie uruchomiły kolejkę – można było stąd wjechać aż na 2170 m. Wagoniki kursowały zaledwie kilka dni. Gruzini, zdecydowanie przeciwni ułatwianiu dostępu do świętego dla nich miejsca, zniszczyli mechanizm, obawiając się zwiększenia ruchu turystycznego. Nie podjęto ponownej próby uruchomienia, a betonowa pozostałość dolnej stacji straszy do dziś.
Park po zachodniej stronie rzeki Terek. Znajduje się tu bezpłatne, nieogrodzone pole namiotowe. Rozbijasz się na własną odpowiedzialność, jeżeli pasące się krowy zerwą linki, władze miasta nie wypłacą odszkodowania 😉
Szlak na Kazbek – pierwszy przystanek: cerkiew Cminda Sameba
Czas najwyższy wyruszyć na szlak! Po sycącym śniadaniu i aromatycznej kawie-siekierze, w tempie żółwia wtoczyliśmy się na drogę, prowadzącą do miejscowości Gergeti. To niewielka wioska kamiennych domów, położona na szutrowej drodze do cerkwi Cminda Sameba. Prowadzącą zawijasami drogę można skrócić ścieżkami, szybciej zdobywając wysokość. Z każdym zyskiwanym metrem widok na niknącą w dole Stepancmindę robi się coraz bardziej niesamowity, szczególnie sięgając wzrokiem przyprószonego śniegiem, skalistego pasma po drugiej stronie doliny.
Dojście do cerkwi zajmuje ok. 1,5 godziny. Przed nami spory płaskowyż, a w tle zza chmur wyłania się wielkie cielsko Kazbeka, mieniące się w ostrym, porannym słońcu. Wchodzimy na chwilę do środka kościoła. Mężczyźni obowiązkowo muszą mieć na sobie długie spodnie, kobiety chusty na głowach (są do wypożyczenia przed wejściem). Surowe, kamienne wnętrze, przejmująca cisza i charakterystyczny zapach starych murów działają na wyobraźnię. Chciałbym wziąć kiedyś udział w nabożeństwie w tej cerkwi.
Próbujemy odnaleźć dalszą drogę, co nie jest łatwe, bowiem szlak na Kazbek nie jest oznaczony. Od kościółka należy się kierować mniej więcej w stronę szczytu. Gdy znajdziemy wąską, wspinającą się po zboczu ścieżkę, trzymajmy się niej aż do kolejnej przełęczy.
Stepancminda widziana z drogi do Cmindy Sameby.
Płaskowyż za cerkiewką – dalej już tylko pieszo!
Dopiero z tej perspektywy można dostrzec wyjątkowe położenie świątyni.
Hania w odpowiednim stroju do kościoła 🙂
Nieoczekiwane spotkanie na szlaku
Podejście pod przełęcz może być mozolne, jednak trudy się opłaciły. Przed nami wyłoniły się cudowne widoki na surową, pokrytą głazami dolinę. W tle już widać wieczną zmarzlinę – lodowiec Gergeti. Do niego planujemy dzisiaj dojść. Na szlaku, mimo korzystnej pogody, nie spotykamy dużo ludzi. W pewnym momencie mija nas samotna dziewczyna, zadając jakieś pytanie po angielsku. Ten akcent… „Where are you from?” – pytam, domyślając się odpowiedzi. „Poland!” – wiedziałem, swój swego zawsze rozpozna 😉 Od teraz idziemy już we trójkę – tym bardziej, że Edyta również wybrała się na szlak tylko na jednodniową wycieczkę.
Pokryty białą czapą pięciotysięcznik to się chowa, to wyłania zza przelatujących chmur. Wieje nieprzyjemny, lodowaty wiatr, jednak piekące słońce nadrabia i mimo znacznej wysokości, wcale nie jest zimno.
Na przełęczy spotkaliśmy też.. psa 😉 Towarzyszył nam przez kilka minut, po czym wrócił czekając na kolejnych turystów.
Lodowiec Gergeti i droga do stacji meteorologicznej
Szlak na Kazbek ma kilka charakterystycznych punktów. Jednym z nich jest nieczynna stacja meteorologiczna, zwana Bethlemi Hut (na wysokości ok. 3600 m), która obecnie pełni funkcję prowizorycznego schroniska. To idealne miejsce na aklimatyzację wysokościową przed wyruszeniem na sam szczyt. Niestety czas nam nie pozwolił na zdobycie tego punktu, udało się za to dojść do samego lodowca Gergeti, którym dalej prowadzi szlak. Zważając na dość późną godzinę, tutaj postanowiliśmy zawrócić, aby zejść do Stepancmindy przed zmrokiem.
Najważniejsze, że pogoda dopisała! Z relacji spotkanych turystów dowiedzieliśmy się, że Kazbek lubi chować się za chmurami i nie wychylać się zza nich nawet przez kilka dni. Sami spotkaliśmy dwukrotnie grupkę Polaków – nie mieli tyle szczęścia co my i podczas ich dwudniowej wizyty w Stepancmindzie cały czas padało. Spowite ciężkimi chmurami niebo ani na chwilę nie uroniło piękna otaczających miejscowość gór.
Szlak na Kazbek (przynajmniej jego początkowy etap) nadaje się według mnie dla każdego zdrowego człowieka z jako taką kondycją i górskimi butami na nogach. Przejście odcinka ze Stepancmindy (1740 m.n.p.m.) do lodowca Gergeti (ok. 3300 m.n.p.m.) i z powrotem zajęło nam ok. 9 h (a nie spieszyliśmy się zbytnio!). Jeżeli wyjdziesz odpowiednio wcześnie, możesz pokusić się o dojście do stacji meteorologicznej i powrót tego samego dnia (mieliśmy początkowo takie plany). Po drodze jest kilka strumieni z czystą, zimną wodą – można uzupełnić zapasy. W przypadku braku sił lub czasu można pokusić się o podwózkę terenowym samochodem z głównego placu miasteczka do cerkwi Cminda Sameba.
Ostatni fragment ścieżki wśród skał. Kazbek w całej okazałości.
Dalszy fragment szlaku prowadzi po lodowcu. Raki mogą okazać się niezbędne. Ze względu na późną godzinę – zawracamy.
Terenowa Łada zachęca do skrócenia sobie powrotu… 🙂
Stepancminda, szlak na Kazbek. Informacje praktyczne
- Do Stepancmindy (Kazbegi) można dojechać marszrutką z Tbilisi, z okolic stacji metra Didube (dworzec autobusowy znajduje się na wielkim bazarze, najlepiej kogoś zapytać – choć najprawdopodobniej naganiacze sami Cię zaczepią). Koszt 10-12 GEL za osobę. Większość pojazdów będzie miała za szybą napis 'Kazbegi’. Marszrutka jedzie ok. 2,5h przemierzając słynną Gruzińską Drogę Wojenną.
- Wszystkie marszrutki, autobusy i prywatne auta na wynajem odjeżdżają z głównego placu w miasteczku (obok hotelu Stepancminda). Stąd można również dojechać np. do doliny Juta (indywidualnie umawiamy się z kierowcą na godzinę powrotu).
- W sezonie nie ma żadnego problemu ze znalezieniem noclegu w Kazbegi. Funkcjonuje tu kilkanaście guesthouse’ów i pensjonatów. Wysiadając z marszrutki na głównym placu warto spytać kilku osób o ceny za nocleg oraz opcję z wyżywieniem (polecam – nam się zdecydowanie opłaciło w stosunku do konieczności żywienia się w knajpach). Warto zapytać się też o ogrzewanie w pokojach – w nocy potrafi być dość zimno, nawet latem. My w 2014 roku płaciliśmy 35 GEL / osobodoba z wyżywieniem (2 posiłki).
- W Kazbegi jest kilka sklepów spożywczych, których wyposażenie jest skromne, ale wystarczające na kilkudniowy pobyt. Znajdziecie w nich warzywa i owoce, ryż, makaron, konserwy, sosy, wszystkie napoje i alkohol.
- Szlak na Kazbek zwiększa swoją trudność wraz ze zdobywaną wysokością. Wariant, który pokonaliśmy z Hanią (dojście do lodowca) nie wymaga specjalistycznego sprzętu oraz umiejętności poruszania się po powierzchni lodowca. W przypadku chęci zapuszczenia się dalej lub zdobycia samego wierzchołka, należy mieć ze sobą raki, czekan oraz liny. Istnieje możliwość wynajęcia przewodnika, zdobywanie szczytu indywidualnie odbywa się na własne ryzyko.
- Biwakowanie jest dozwolone w parku po zachodniej stronie rzeki Terek, na płaskowyżu przed cerkwią Cminda Sameba. Na szlaku jest kilka miejsc, w których można rozstawić namiot: m.in. pomiędzy przełęczą a wejściem na lodowiec Gergeti (ok. 3100 m), obok stacji meteorologicznej (ok. 3600 m – płatne 10 GEL), Plateau (ok. 4200 m – rozbijanie się na śniegu).
- Orientacyjne czasy przejścia (odcinek tylko do stacji meteorologicznej):
Stepancminda – Cminda Sameba (1,5h)
Cminda Sameba – lodowiec Gergeti (3,5h)
lodowiec Gergeti – stacja meteorologiczna (1h) - W przypadku wyjścia powyżej budynku stacji meteorologicznej (schroniska) zalecana jest przynajmniej jednodniowa aklimatyzacja na wysokości powyżej 3000 m. Niestety tym razem nie doszliśmy tak wysoko, nie będę więc opisywał terenu, którego nie widziałem na własne oczy 😉 Może następnym razem!
Pyszny obiad u Pani Iriny – tu dopiero połowa z bogatego wyboru dań. Do tego świetne, wytrawne wino 🙂
Droga w kierunku cerkwi Cminda Sameba.
Jeden z większych sklepów w Stepancmindzie – powszechnie znane logo zdecydowanie zachęca 😉
Piękne foty. Gratuluję uporu w podróżach. Tak trzymać Dave. Życzę Zdrowych i Wesołych Świąt Bożego Narodzenia
Dla Ciebie i Całej Twojej Rodzinki!!!
Dziękuję i wzajemnie! 🙂