Epilog z Pamiru

„Stary, jest godzina 2:40 w nocy (po przestawieniu czasu!) a ja dalej czytam Twoją rowerową opowieść z Tadżykistanu. Oczami wyobraźni jestem we Vrang i widzę te dzieciaki pod szkołą. Jak będzie okazja, to na bank odwiedzę Sławę i jej wnuczki. Autentycznie pokochałem Twoją opowieść! Brawo brawo, brawo! I pomyśleć, że „miałeś problem z fotografowaniem ludzi”! To jak przedstawiasz wszystko, jak umiejętnie opowiadasz o najważniejszych czy najciekawszych rzeczach jest bardzo ładne. Gratuluję.”

Taką wiadomość otrzymałem w zeszłym miesiącu, u schyłku publikacji wpisów z wyprawy szlakiem Pamir Highway. Nie wklejam jej tu, aby się pochwalić – chcę podziękować. Tak samo jej autorowi, jak i każdemu z Was. Każdemu, kto od czasu do czasu tu zagląda, kto czyta moje artykuły, ogląda zdjęcia. Wszystkie opinie od czytelników pomagają mi dalej tworzyć to miejsce. Dzielicie się ze mną swoimi doświadczeniami, polecacie ciekawe miejsca, inspirujecie. To działa w dwie strony, dlatego zawsze bardzo się cieszę, widząc prywatną wiadomość lub komentarz pod moim wpisem. Nawet krytyczny – ale niech krytyka będzie konstruktywna 😉 

Pół roku Pamiru na blogu

Pisanie bloga, choć zabiera sporo czasu, w ciągu ponad dwóch lat stało się dla mnie wręcz rytuałem. Wcześniej, planując kolejne podróże, inspirowałem się relacjami zamieszczonymi w internecie. Pomyślałem sobie, że sam chętnie stworzyłbym taki „dziennik” i w przystępnej formie zamieszczał relacje z miejsc, które odwiedziłem… internet nie lubi próżni, a chyba należy się coś „w zamian” – w końcu wcześniej tyle natchnienia i pomysłów w nim znalazłem. 

Teraz widzę, że ktoś to czyta, że komuś się podoba. Dlatego postanowiłem na niemal pół roku zapełnić Gdzie Los Poniesie jedną, wielką relacją z miesięcznej wyprawy do Tadżykistanu i Kirgistanu. „Sakwa Pełna Kredek” to do tej pory najtrudniejsze przedsięwzięcie, jakie udało mi się zrealizować, toteż chciałem się z Wami podzielić każdym szczegółem, nie oszczędzając na zdjęciach. W sumie powstało aż 15 odcinków. Każdy kij ma dwa końce – domyślam się, że osoby nieinteresujące się kompletnie poradziecką Azją Środkową przez kilka miesięcy nie miały czego na blogu szukać…

Epilog z Pamir Highway

No dobrze, ja tu o blogu… ale co po wyprawie? Jak wyglądał powrót do rzeczywistości i czy nie było za krótko? 

Na powyjazdowe przemyślenia naszło mnie już w Osz, o czym pisałem w poprzednim wpisie. Siedząc w hostelu i czekając na wylot do Polski, zaczęliśmy się z Jankiem „rozmijać” – on kompletował sprzęt i jedzenie na kolejne tygodnie samotnej podróży przez Kirgistan, ja szykowałem się na powrót do domu. Jazda się skończyła, tempo każdego dnia, wyznaczane rozstawianiem namiotu i połykaniem kolejnych kilometrów na nierównych drogach, jakoś się zmniejszyło…

Chyba pierwszy raz tak silnie czułem spełnienie w podróży. Z jednej strony byłem ciekawy, co jeszcze kryje Kirgistan, którego nie będę miał okazji poznać i zazdrościłem Jankowi dalszej podróży. Z drugiej cieszyłem się, że to już koniec, że wracam. Wykonaliśmy swoją misję, przejechaliśmy kawał trasy, poznaliśmy wspaniałych ludzi. Był kryzys i zgrzytanie zębów, ale… może przewrotnie, właśnie dlatego czułem się spełniony? Bez dania sobie porządnie w kość byłoby za łatwo i człowiek pomyślałby, że ten Pamir wcale nie taki straszny… 😉 Musi być choć jeden moment, gdy chce się cisnąć ten cholerny rower do rowu, głośno krzyknąć, że ma się dosyć i przez moment pomarzyć o powrocie do domu. To chyba syndrom fochniętego dziecka, które nie dostało wypatrzonej zabawki. 

Zadziwiająco łatwo powróciłem do swojego życia tu, w Warszawie. Chociaż oczywiście jeszcze długo bujałem w obłokach i miałem przed oczami pamirską pustkę… chyba do dziś mi trochę zostało 😉 

 


Co dalej?

Planuję na blogu wrócić do znanej i (mam nadzieję!) lubianej formy cyklicznego publikowania wpisów o rozmaitej tematyce 😉 Mam przygotowanych kilka tematów i zaległych relacji z Polski i Świata. Poza tym nieśmiało planujemy z Kasią przyszłoroczne, wspólne wakacje. Na 90% odwiedzimy Norwegię, mamy chrapkę na bajecznej urody wyspy północy, czyli Lofoty. Jest tu ktoś, kto przejechał je na rowerze? 😀

Kończąc dzisiejsze luźno-nieskładne rozważania, zachęcam ponownie do zerknięcia w poszczególne odcinki wyprawy szlakiem Pamir Highway – chronologicznie ułożone wpisy dostępne są tutaj

Dziękuję, że jesteście i pamiętajcie, że współtworzycie to miejsce. 

 

Zobacz także:

Budapeszt – nietypowe atrakcje
Ukraina -> Uniwersalny poradnik praktyczny
Tadżykistan: Duszanbe. Co może zaskoczyć w stolicy?

4 komentarze do wpisu „<b>Epilog z Pamiru</b>”

  1. No cóż , mogę tylko powiedzieć że zajumałem tobie zdjęcie kibeleka na pulpit ,nie gniewaj się 🙂 przypomina mi on dawny podobny w miejscowości Rabe nazywał się Błękitna Rapsodia.

    Odpowiedz
  2. Super relacja, przeczytałem wszystkie posty, bardzo ciekawie napisana z wartościowym wkładem praktycznym. Od jakiegoś czasu również się zastanawiamy nad wyjazdem w ten rejon. W tym roku szaleje coronawirus, w przyszłym roku już zaplanowaliśmy coś bliższego, a mianowicie Bałkany i przejechanie kanionów Sutjeski, Pivy, Tary i Moracy. Może za dwa lata
    Tymczasem zapraszam na naszego bloga wrocycling.com, szczególnie do lektury artykułów z naszej zeszłorocznej wyprawy do Maroka.

    Pozdrawiam

    Odpowiedz
    • Dziękuję bardzo – cieszę się, że dobrnąłeś do końca. Dzięki za linka, na pewno zajrzę! A jak już się zdecydujecie na Pamir to nie wahajcie się zadawać pytań, z chęcią pomogę 🙂 Pozdrowienia

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.