Bury kot leniwie przeciąga się w bramie kamienicy wydając z siebie długie mruknięcie. Na podwórku dzieciaki grają w piłkę, obok przy kawiarnianym stoliku pochłonięta lekturą kobieta sączy espresso. Gdzieś tam w głowie błędnie sklasyfikowałem Portugalię jako część zachodniego świata. Może nie tak prężnie rozwiniętą jak Niemcy czy wymuskaną niczym Holandia, ale jednak zachód. Pobyt w Porto już w pierwszej chwili bezpowrotnie rozwiał to mylne wrażenie. Portugalia to ni wschód, ni zachód, a południe. Tutaj czas płynie wolniej, na oświetlonych słońcem twarzach częściej gości szczery uśmiech niż grymas zacięcia; tak znane w naszym świecie powiedzenie – „czas to pieniądz” – tu jakby traci na znaczeniu.
Czytaj dalejPorto – spacer labiryntem brukowanych uliczek wprost do winiarni