Armenia i jej mieszkańcy – za co pokochaliśmy Ormian?

Im więcej miejsc na świecie odwiedzamy, tym mocniej czujemy, że zwiedzanie jedynie zaplanowanych atrakcji jest niepełnym poznaniem danego kraju – choćby niewiadomo jak było w nim pięknie. Tam, gdzie my jesteśmy tylko na chwilę, mieszkają ludzie, dla których dane miejsce może być całym światem. Tu pracują, tu się wychowali, tu mają przyjaciół i tu zmagają się z letnimi upałami czy zimową śnieżycą. Chcemy ich poznać – niestety często bariera językowa lub kulturowa jest zbyt duża – poza tym otwartość musi być z obu stron. Nie znamy języka i alfabetu ormiańskiego – na szczęście rosyjski w zupełności wystarcza, by się w tym kraju porozumieć. Jacy są Ormianie? W tym artykule postaramy się subiektywnie odpowiedzieć na to pytanie.

Armenia – podróżowanie blisko ludzi

Po kilkunastodniowej podróży poślubnej do Gruzji, którą odbyliśmy dokładnie na rok przed odwiedzeniem Armenii, trudno nam było sobie wyobrazić, że gdzieś na świecie można spotkać jeszcze bardziej sympatycznych, otwartych i bezinteresownych ludzi, gotowych w każdej chwili przyjąć Cię do swojego domu na noc, zabrać na stopa i odwieźć pod same drzwi zarezerwowanego noclegu, postawić butelkę szampana na stole – ot tak, po prostu, bo gospodarzowi wnuczka się urodziła.

Wciąż pielęgnując w pamięci przemiłe spotkania z otwartymi, gościnnymi ludźmi postanowiliśmy „iść za ciosem”, czyli wybrać się do sąsiedniej Armenii, o której słyszeliśmy wiele dobrego, a wyjazd tam planowaliśmy od co najmniej kilku lat. Rzecz jasna, nie bez znaczenia pozostały fantastyczne krajobrazy, wysokie góry, którymi pokryty jest dosłownie cały kraj i… poradziecka spuścizna, wciąż wyraźnie obecna w architekturze, motoryzacji i lokalnej kulturze – ale czy również ludzkiej mentalności?

Jacy są Ormianie?

Dzisiaj porozmawiamy sobie nie o Armenii, a o Ormianach. Nie o historii i przeszłości, a teraźniejszości – o historiach z życia wziętych, a konkretnie z naszej tegorocznej podróży. W ciągu zaledwie dwóch tygodni poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi, którzy pozytywną energią, uśmiechem i bezinteresowną chęcią niesienia pomocy zawstydzali nas na każdym kroku. Postanowiliśmy stworzyć krótki artykuł złożony z relacji ze spotkań z Ormianami, jako symboliczny wyraz wdzięczności za okazaną troskę.

Ormianie Armenia. Ludzie w Armenii
Podczas zwiedzania winnicy w Areni - do znajomego zakładu przywiózł nas Ormianin, który wziął nas na stopa.
Autostop w Armenii. Kamaz
Autostop starym Kamazem - cieszę się jak dziecko!

Ginos z Garni

Namiary na sympatycznego Pana, mieszkającego w sezonie na działce w malowniczym wąwozie rzeki Azat, otrzymaliśmy od przyjaciół, którzy odwiedzili Armenię rok wcześniej. Wówczas Ginos zaprosił ich do siebie na noc, jednak zanim poszli spać, wspólnie imprezowali i pojechali na nocne zwiedzanie Erywania. Kontakt mają do dziś – gospodarz szczerze się ucieszył na informację, że wraz z Kasią będziemy w jego stronach i kazał przyjeżdżać.

Problem w tym, że od znajomych dostaliśmy tylko orientacyjne namiary na posesję Ormianina. Mieliśmy wędrować przez ok. 3 kilometry wzdłuż potoku, zostawiając z tyłu świątynię Garni i Skalne Organy. Pomimo dużej popularności turystycznej tych atrakcji, właściwie nikt nie zapuszcza się dalej drogą wzdłuż rzeki. A widoki są przednie!

Nocleg spędziliśmy przypadkowo nie u Ginosa, a u jego brata, którego działka była pierwsza na trasie naszej wędrówki. Zawołał nas z drogi pytaniem, czy może w czymś pomóc. Usłyszawszy, że szukamy miejsca pod namiot, od razu zaproponował możliwość rozbicia się na jego posesji, tuż nad rzeką. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że Panowie są spokrewnieni, a Ginos z chęcią zaprasza nas do siebie nazajutrz.

Kąpiel w jacuzzi i wódka na śniadanie

Działkę odnaleźliśmy bez trudu – na zadbanym terenie poza dwoma stawami rybnymi znajduje się kilkadziesiąt drzewek owocowych. Akurat trwał zbiór moreli – „wkusne abrykosy, poprobojte!” – zachęca nas gospodarz, jednocześnie polewając kielicha. Nieważne, że dopiero 10 rano.

Pomimo sporej różnicy wieku i pewnej bariery językowej, rozmawialiśmy i żartowaliśmy pół dnia, robiąc otrzeźwiające przerwy na kąpiel w rzece. Ginos okazał się bardzo otwartą osobą o błyskotliwym poczuciu humoru. Z dumą oprowadził nas po działce, którą zbudował z braćmi od podstaw. Trzeba przyznać – choć spartańsko, jest bardzo czysto i porządnie. Serio, byliśmy pod wrażeniem. Smutno mu będzie to zostawiać – w przyszłym roku na kilka miesięcy leci do USA, gdzie mieszka jego córka, która ułożyła sobie życie w Stanach. Spodziewa się dziecka – pomoc dziadka w pierwszych miesiącach może być nieoceniona.

Ciężko nam się rozstać z tym człowiekiem – z chęcią zabieramy się do jego Ducato w drogę na wylotówkę, gdzie on skręca w prawo na Erywań, my w lewo, łapać stopa w kierunku klasztoru Khor Virap. Po drodze zajeżdżamy jeszcze na krótką herbatkę, by poznać resztę rodziny. Ginos nie chce nawet słyszeć o kilku dramach na benzynę. „Jesteście moim gośćmi, nie ma mowy!”

Armenia ludzie w Armenii
Armenia Garni ludzie
Jacuzzi według naszego gospodarza - ma nawet specjalny termometr do wody. Przy 19-stu można już wchodzić 🙂
Jacy są Ormianie
Działka Ginosa znajduje się na dwóch brzegach Azatu.
Ludzie w Armenii
Ja z młodszym bratem Ginosa, u którego się rozbiliśmy.

Marieta z Goris

Śpiąc pod namiotem co kilka dni staramy się ogarnąć nocleg „pod dachem” – by się podładować, umyć pod bieżącą wodą, uprać kilka rzeczy czy po prostu zrzucić plecaki i zwiedzić okolicę „na lekko”. W Goris, gdzie planowaliśmy taki przystanek, wybór padł na Aregak B&B, pokoje na wynajem nieopodal tzw. „ormiańskiej Kapadocji” – naturalnej atrakcji, którą chcieliśmy odwiedzić.

Ściana pełna wspomnień

Wysoka ocena na bookingu od razu znalazła odzwierciedlenie w rzeczywistości. Marieta, nasza sympatyczna gospodyni, powitała nas szerokim uśmiechem i pytaniem, czy jesteśmy małżeństwem. Słysząc potwierdzenie, bez ceregieli wzięła się za zsuwanie pojedynczych łóżek w naszym pokoju, nie pozwalając mi nawet kiwnąć palcem. Ugościła nas herbatą, domowym winem i garścią ciekawych opowieści. Resztę doczytaliśmy sami – ściany w salonie były pokryte historiami z pobytu ludzi z całego świata. Do Mariety, na przedmieścia Goris przyjeżdżają Rosjanie, Francuzi, Niemcy, Amerykanie, Chińczycy… i oczywiście Polacy 🙂 Tego wieczora dojechała para 20-latków z Czech (konkretniej: Czech i Rosjanka, którzy poznali się na Erasmusie w Austrii).

Nazajutrz wspólnie zjedliśmy lokalne śniadanie, przygotowane przez naszą gospodynię. Gdy wyjeżdżaliśmy, wyściskała nas niczym ulubione wnuki – bardzo żałowaliśmy, że nie możemy tu dłużej zostać!

Aregak B&B w Goris - gospodyni Marieta Ormianie
Marieta to ogromnie pozytywna osoba - nie da się przy niej nie uśmiechać!
Marieta Aregak Goris nocleg
Śniadanie w ogrodzie - czyli na pół-dzikim podwórku przed blokiem, gdzie Marieta ma swój mały ogródek.
Goris Aregak gdzie los poniesie polacy

W czym możemy Wam pomóc?

Tego dnia wyjątkowo nie szło nam łapanie stopa. Wracając z górskiego trekkingu na Aragac, chcieliśmy się dostać jak najniżej – najlepiej pod świątynię Saghmosavank, gdzie moglibyśmy rozbić namiot nad widokowym wąwozem. Jak na złość wszyscy jechali tylko kawałek na pole – wreszcie pewien pasterz sam nam zaproponował, że nas podwiezie swoją Ładą do krzyżówki z szosą. Stamtąd już tylko 4 kilometry i będziemy u celu. Dojechaliśmy szybko – przed marszem ostatnią prostą podeszliśmy do małego sklepu, by kupić wodę. I to był nasz „błąd”.

Żywiołowo rozmawiający ze sobą faceci przed sklepem, z daleka sprawiali niepewne wrażenie. No ale gdzieś tą wodę trzeba było kupić – idę pierwszy 😉 Okazało się, że panowie zauważyli nas już wcześniej – zanim doszliśmy do wejścia, już witały nas radosne okrzyki, donośne pytania, skąd jesteśmy, dokąd jedziemy, czy nie jest nam za ciężko oraz jak mogą nam pomóc. Nim zdążyliśmy odpowiedzieć, ktoś włożył mi w rękę piwo, a Kasi otworzył loda. Oczywiście, swoje piwo też wkrótce dostała.

Kosmici z plecakami

Panowie byli lekko podchmieleni, ale w żadnym wypadku pijani. Nie lubiąc być w centrum uwagi, szybko staliśmy się główną atrakcją i każdy z kilkunastoosobowej grupki chciał z nami pogadać. Zaczęliśmy sobie robić wzajemne zdjęcia, wymieniać poglądy – nie wiadomo kiedy zeszło i na cięższe tematy 😉 Wszyscy cieszyliśmy się chwilą, wspólnym, nowym towarzystwem, uśmiechem i beztroską. Mózgi parowały od rosyjskiego, którym przecież wcale tak dobrze się nie posługujemy! Panowie nie chcieli nawet słyszeć, że dojdziemy pod świątynię piechotą. Oni i tak jadą w tamtym kierunku, zawiozą nas…

I tak konwój, składający się z trzech aut, odwiózł nas na miejsce noclegu. W jednym jechaliśmy my z moim plecakiem, w innym bagażniku drugi plecak. Żegnając się wylewnie, jednocześnie musząc asertywnie odmawiać propozycji noclegu w rodzinnym domu jednego z panów, karciliśmy się za myśl, że rozdzieliliśmy się na chwilę z Kasiowym plecakiem i zwątpiliśmy w dobre intencje Ormian.

Jacy są Ormianie? Historie z życia wzięte
Gdy autostop nam nie szedł, zatrzymali się ci Panowie z Wołgi, jadący w przeciwnym kierunku. Zastanawiali się, jak mogliby nam pomóc, proponowali nocleg i nalali po kieliszku domowej wódki. Dostaliśmy też domowy chleb i warzywa na kolację.
Saghmosavank nocleg w namiocie armenia
Nocleg w namiocie u stóp świątyni Saghmosavank.

W ośrodku nad Sewanem

Sewan to takie „ormiańskie morze”. Największe jezioro w kraju jest trochę skomercjalizowane, jednak turystyka zdecydowanie pamięta jeszcze czasy radzieckie. Większość obiektów noclegowych to baraki i kontenery (dosłownie) bez bieżącej wody, w prosty sposób zaadaptowane do celów bytowych. Ostatnie dwie noce w Armenii zapragnęliśmy spędzić pod dachem. Mieliśmy pecha, bo za dwa dni wypadało święto narodowe, więc ceny noclegów poszybowały mocno w górę. Szczególnie nad Sewanem, szczególnie dla zagranicznych turystów.

Z bólem serca wynajęliśmy kontener nad brzegiem jeziora, za cenę niezłego pokoju z łazienką w Polsce. Właściciele turbazy niby mili, ale nie chcieli zejść z ceny nawet odrobinę.

Dziś są moje urodziny

Nie przeszkadzało im jednak, by zaprosić nas na urodziny syna… szczerze? Nie zdążyliśmy się nawet rozpakować. Wracając z toalety, podstępnie zostałem zaciągnięty przez właściciela do małego domku, zrobionego z płyty pilśniowej. A w środku impreza na całego – zanim usiadłem, już miałem polany kieliszek 10-letniego koniaku. Z jednej strony – znowu głupio się robi! Z drugiej… kolejna wspaniała okazja do poznania Ormian. „Pójdę tylko po żonę” – nic innego nie mogłem powiedzieć.

W trakcie biesiady znów czuliśmy się „na świeczniku” – dbano, aby nasze talerze i kieliszki nigdy nie były puste. Kasi trochę odpuszczali – ja musiałem pić zawsze do dna. Spróbowaliśmy pysznej ryby (Forela) z sewańskich wód, zagryzając jak zwykle domowym lawaszem i świeżymi warzywami. Pycha! Spontanicznie odśpiewaliśmy solenizantowi „100 lat” po polsku – było naprawdę bardzo miło 🙂

Turbaza Sewan Armenia - sowiecka, radziecka
Nasza baza turystyczna nad Sewanem.
Jacy są ormianie? Armenia gościnność
Cała rodzina i przyjaciele w komplecie.

Haczatur i Vlad

Haczatur i Vlad wzięli nas na stopa – można powiedzieć, że prawie porwali, bo wysiadając z innego auta przy drodze, od razu się zatrzymali i kazali wsiadać do swojego Mercedesa – nie zdążyliśmy założyć nawet plecaków!

To pierwsi Ormianie w naszym wieku, z którymi mieliśmy okazję zamienić kilka słów. Świetnie się gadało przez te 50 kilometrów – szybko odnaleźliśmy wspólne poczucie humoru. Widocznie im też się podobało, bo chwilę później zaprosili nas na działkę, na którą jechali – a konkretniej do starego, rodzinnego domu Haczatura, w którym po śmierci dziadków nikt nie mieszka. A było to w Areni – nieprzyzwoicie gorącym mieście w południowo-środkowej Armenii, słynącego z produkcji wina. Haczatur zabrał nas do winnicy znajomego, gdzie miał coś do załatwienia. Przy okazji spróbowaliśmy cierpkiego trunku z granata domowej roboty i zrobiliśmy małe zakupy na kolejne dni 😉

Nie będziecie spać pod namiotem

Tego dnia chcieliśmy odwiedzić jeszcze świątynię Noravank i tam w okolicy rozbić namiot… co spotkało się z ostrą reakcją naszego nowego kolegi. „Po co namiot, przecież możecie spać tutaj” – oznajmił z taką oczywistością w głosie, jakby nam tłumaczył, że niebo jest niebieskie. „Dziś jesteście moimi gośćmi, muszę się wami zaopiekować”.

Zostaliśmy więc z kluczami do sporego, pięknie położonego domu, a nasi gospodarze wrócili do Erywania – jutro trzeba było iść do pracy. My klucze mieliśmy zostawić u sąsiadki.

Trzy spotkania

Będąc tydzień później nad Sewanem, gdzie postanowiliśmy pochillować przed wyjazdem do Polski, Haczatur ponownie nas odwiedził. „Co robicie? Mam dzisiaj wolne” – napisał mi na messangerze. Godzinę później już był w drodze do naszej turbazy – przy okazji poznaliśmy jego żonę Narine. Oboje tworzą śmieszną, mega sympatyczną parę! Tym razem to my przejęliśmy pałeczkę i zamówiliśmy na kuchni mięsne i warzywne pyszności. Finalnie nasi goście spóźnili się dwie godziny i wszystko wystygło, ale to nieważne!

Trzecie i ostatnie do tej pory spotkanie miało miejsce nazajutrz, tuż przed wylotem do Polski. Narine i Haczatur, wiedząc, że mamy samolot o świcie, nalegali, byśmy wpadli do nich przed lotem i poznali ich rodzinę. Tak po prostu – skoro już się widzieliśmy kilka razy, możemy poznać mamę, tatę, braci i przyjaciół domu 🙂 Na koniec, mimo naszej asertywności, odwieźli nas na lotnisko. Pożegnaliśmy się wylewnie, jakbyśmy rozstawali się z dobrymi znajomymi…

Prawdziwa Armenia, która nie udaje

Dzisiaj przytoczyliśmy tylko kilka spotkań z Ormianami, które szczególnie zapadły nam w pamięci. Na co dzień przykładów otwartości, zaciekawienia i zwykłej, ludzkiej życzliwości było dużo więcej. Na palcach jednej ręki nie doliczymy się sytuacji, gdy Ormianin, biorący nas na stopa NIE DAŁ nam jakiegoś drobiazgu – raz kupił wodę, innym razem loda, wręczył owoce ze swojego sadu lub… zabrał na śniadanie. Stanowcze odmowy lub próby zapłacenia za siebie nigdy się nie powodziły. Zwykle słyszeliśmy w zamian „niczewo” (to nic takiego) lub „ja was ugaszczaju”.

Ormianie, jak wszyscy ludzie, mają swoje „punkty zapalne” – nie polecamy poruszać tematów politycznych, zwłaszcza wojny na Ukrainie – to szybko może was poróżnić i zamienić ciekawą rozmowę w nieprzyjemną dyskusję. Niestety żyjemy w innych światach, innych strefach wpływu i z innymi mediami, które w Ormian konsekwentnie wtłaczają kremlowską propagandę.

Armenia jest państwem silnie dotkniętym przez historię – choćby przez ogromne trzęsienie ziemi z 1988 roku, tureckie ludobójstwo z okresu I Wojny Światowej czy od lat trwający, otwarty konflikt z Azerbejdżanem. Dlatego nie oceniajmy i cieszmy się po prostu ze spotkania z drugim człowiekiem. Wszak podróżowanie poszerza horyzonty – tak twierdzą niektórzy 🙂

Zapraszamy na nasz kanał Youtube 🙂 Rok wcześniej odwiedziliśmy Gruzję – gdzie poznaliśmy również wielu wspaniałych ludzi. Między innym i podczas tygodniowej wyprawy przez Wysoki Kaukaz

Pomóż nam współtworzyć to miejsce

Nasze plany podróżnicze na przyszłość sięgają znacznie dalej – możesz się z nimi zapoznać na naszym profilu Patronite i, jeśli chcesz, dołożyć od siebie skromną cegiełkę. Poznajmy się lepiej!

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.